| Aktorka Edyta Jungowska była Ambasadorem konkursu LODOŁAMACZE 2006 |
Co Panią przekonało do włączenia się w akcję Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych?
- Przypomina mi się w tym miejscu pewno zdarzenie... Otóż towarzyszyłam kiedyś znajomym, którzy odbierali swoje dzieci ze szkoły - dodać należy, że była to szkoła integracyjna. To, co tam zobaczyłam wydało mi się niezwykłe, np.: dzieciaki bawiące się w berka, wśród których była dziewczynka na wózku i utykający chłopiec. Zabawne, że tylko ja zwróciłam na to uwagę. Dzieci - najwyraźniej obyte z problemem niepełnosprawności - traktowały się "na równi", nie dostrzegały ułomności koleżanek i kolegów.
Wydaje mi się, że jedyną i największą zarazem barierą, która stoi na przeszkodzie jest bariera psychologiczna. Dzieciaki ze szkół integracyjnych pracując razem (a nauka to przecież praca) doskonale radzą sobie z tą barierą. Tam po prostu jej nie ma! Myślę, że powinniśmy brać z nich przykład! Stąd też moja obecność w ramach konkursu "Lodołamacze". Jestem przekonana, że identyczna sytuacja może zaistnieć tam, gdzie pracują dorośli. Może zabrzmi to banalnie, ale sądzę, że im więcej będzie tego typu "oaz równości", tym prędzej dojdziemy do tego, że bariera psychologiczna oddzielająca sprawnych od niepełnosprawnych przestanie istnieć.
W jaki sposób znalazła się Pani w całym przedsięwzięciu?
- To bardziej mnie odnaleziono. Organizatorzy konkursu zgłosili się do mnie z pytaniem, czy nie chciałabym uczestniczyć w tym przedsięwzięciu i muszę przyznać, że już po kilku minutach rozmowy okazało się, że myślimy podobnie. Często zdarza się, że swój udział w tego typu akcji trzeba przemyśleć, "przespać się" z tym. W przypadku "Lodołamaczy" zrozumieliśmy się natychmiast. Od razu wiedziałam też, że jeśli moja obecność może jakoś pomóc organizatorom, to decyzja o udziale nie wymaga żadnych przemyśleń.
Co Pani sądzi o udziale aktorów w kampaniach społecznych?
- Myślę, że nie powinno się ograniczać tej kwestii wyłącznie do udziału aktorów. Potraktujmy sprawę nieco szerzej: chodzi o osoby publiczne: twórców, ludzi mediów, polityków, sportowców. Jestem zdania, że warto odpowiednio wykorzystywać swą popularność - w końcu łatwiej jest krzewić zacne idee angażując do tego osoby, które mogą trafić z przekazem do szerszego gremium.
Czy jest Pani zaangażowana także w inne projekty o charakterze prospołecznym? Czy sądzi Pani, że tego typu akcje są skuteczne?
- Gdybym nie wierzyła w ich skuteczność, nie rozmawiałabym z panem.
Czy osoba niepełnosprawna może być aktorem? - To pytanie jest właśnie wynikiem pewnych głęboko zakorzenionych stereotypów! Czy dyslektyk może być pisarzem, a daltonista - malarzem? Oczywiście, że tak! Każdy z nas, bez względu na nasze ułomności - bo każdy przecież je ma - może realizować swoje marzenia, cele. Oczywiście całkiem inną sprawą są zwykłe, fizyczne bariery. Ze względu na nie osobie niepełnosprawnej trudniej byłoby zdobyć zawód aktora. Nie można jednak mówić, że jest to niemożliwe! Przed dwoma laty widziałam irański film "Kolory raju", opowiadający o losach niewidomego chłopca. W rolę bohatera wcielił się chłopak, który rzeczywiście nie widzi. Do dziś jestem pod wrażeniem jego gry, bez wątpienia była to jedna z większych kreacji aktorskich.
Jakie są Pani najbliższe plany? - W tej chwili przygotowuje się do premiery Superheterodyny, która będzie miała miejsce w Teatrze Studio na początku listopada. To wielki wysiłek i moje życie jest teraz w pełni mu podporządkowane. Stąd też słysząc słowo "plany" mam przed oczyma wizję choćby kilku dni spędzonych z rodziną.
A Pani marzenia? - Och! To pytanie wymagałoby kilkugodzinnej odpowiedzi! Ale ze względu na porę roku przychodzi mi do głowy jedno, które jest dość powszechne. Chciałabym by nasz kraj dostał się w strefę wpływu klimatu śródziemnomorskiego. Może dzięki temu odnaleźlibyśmy w sobie więcej ciepła i zrozumienia dla innych.
|